środa, 3 lipca 2013

Rozdział 1

Biegła nie przerwanie od półgodziny. Podążała wzdłuż ścieżki ukryta za linią drzew. Życie w lesie było tak nudne, że musiała je sobie jakoś urozmaicić. Uganianie się po lesie za jakimiś zbirami, było wręcz przyjemnością i rozrywką. Kto, jak kto, ale ona nie mogła dorównać w tym nikomu. Miała wprawę, a
nogi i ręce wyćwiczone przez miesiące praktyki, za to  coraz gorsze położenie Araluenu wpływało korzystnie na jej kondycję. Mogła tak biec cały dzień, lecz mężczyźni nagle zboczyli z głównej ścieżki, więc przeskoczyła nad powalonym drzewem wykonując nagły skręt w lewo. "Ale zabawa!"- szepnęła. Czuła jak wiatr tańczy w jej włosach, które rozpuściła na wietrze. Już nic jej nie zatrzyma! "Nic, oprócz twardego lądowania w dołku..."- pomyślała wpadając do dziury między dwoma drzewami. Wzięła głęboki oddech. Raz..Dwa..Trzyy.. Rzuciła się biegiem w kierunku rozwidlenia ścieżek. Tak jak się spodziewała, mężczyźni tam skończyli swój morderczy wyścig. Przykucnęła zdejmując łuk z ramienia. Nie widziała najlepiej przez te krzaki. Wytężyła, więc wzrok, próbując domyśleć się z czym tym razem ma do czynienia. Na rozwidleniu stało pięciu mężczyzn. Jeden kusznik, czterej wojownicy z mieczami i łucznik. Z tym, że łucznik był jakiś dziwny... Podarty, brudny, odrapany. Z jego kolana sączyła się krew. Stał jednak dumnie. Czekał, na następny ruch przeciwnika. Szybko się można było domyśleć, że pozostała czwórka działa w zmowie."Czemu nie strzelasz?"-  pomyślała-" Szybciej masz czas!". Łucznik jednak ani drgnął. Przysunęła się bliżej drogi. Na tyle blisko, by usłyszeć złowieszczy rechot kusznika oraz na tyle blisko, by zobaczyć, że łucznik ma przerwaną cięciwę. Nie był w stanie strzelać. Wojownicy z mieczami podeszli bliżej do obdartego mężczyzny. "Teraz moja kolej..."- pomyślała nakładając strzałę na cięciwę. "Błagam, tym razem nie spudłuj"- pomodliła się w duchu. Naciągnęła cięciwę, dokładnie w tym samym czasie, kiedy kusznik strzelił do bezbronnego mężczyzny. Ten zdążył wykonać niezgrabny unik, ale i tak strzała utknęła w jego lewym ramieniu. Kusznik przymierzał się już  do drugiego strzału, lecz nie zdążył go oddać, bo padł od strzały schowanej w krzakach dziewczyny. Bandyci zaczęli nerwowo rozglądać się wokoło. Nie wiedzieli, z której strony nadszedł pocisk. Łucznik wykorzystał zamieszanie, wyrwał jednemu z ręki miecz i ogłuszył go jego tępą stroną. Najwyższy z mężczyzn zamachnął się i już miał zadać cios w głowę łucznika, gdy strzała lecąca obok, musnęła jego ucho. Zdezorientowany odwrócił się, a jego niedoszła ofiara wbiła mu miecz w plecy. Wściekły łucznik odwrócił się ku ostatniemu napastnikowi. Brudny, cały umazany krwią, z bełtem strzały wystającym z ramienia, wyglądał strasznie. Wojownikowi zaczęły drżeć kolana i upuścił miecz podnosząc ręce do góry, w geście : "Poddaję się!". Rozpłakany padł na ziemię i tarzał się po niej krzycząc coś w nieznanym jej języku. Łucznik odwrócił się w stronę, z której uzyskał pomoc. Nie zdążył jednak dostrzec dziewczyny ukrytej w krzakach,  gdyż stracił przytomność wykonując ćwierć obrotu.
                                                                           ***
Halt obudził się po południu. Przynajmniej tak stwierdził, ujrzawszy pozycje słońca przez okno w małym pokoju. Teraz już wiedział, jakie to uczucie budzić się w miejscu, którego się nie zna. Pamięta tylko drwiny, kuszę i parę mieczy. Więcej nic. Skroń, owinięta bandażem nadal mu pulsowała. Usiadł i zasyczał z bólu. Miał wrażenie, że jego ramię zaraz eksploduje. Odruchowo dotknął miejsce, gdzie niespełna godzinę temu tkwiła strzała. Zabolało jeszcze bardziej. Rozcięcie na kolanie też nie wyglądało przepięknie. Choć bandaże były nie dawno założone to krew i tak je poplamiła. "Nie jest tak źle" westchnął. Przeciągnął się i z niepokojem stwierdził, że każdy centymetr jego ciała pokrywają siniaki, bądź zadrapania. "Nieźle mnie urządzili". Pokiwał głową. Teraz przypomniał sobie twarze napastników. Assasiny. Zabójcy na zlecenie. Ci musieli być potwornie słabi, skoro jeszcze żyje... Zaraz. Przecież jego cięciwa była przerwana. Jak ich pokonał. Jak udało mu się przeżyć? Pamiętał jeszcze inne strzały... Tak! Ktoś mu pomógł. Schował się w zaroślach. Wypuścił kilka strzał i choć trafił tylko kusznika, wywołał tym nie małe spustoszenie. On to wykorzystał i uratował skórę. Powoli i z jękiem wstał. Gdziekolwiek była teraz ta osoba, on musiał jej podziękować. Chwiejnym krokiem doszedł do drzwi. Nie zdążył jednak nacisnąć klamki, gdy te otworzyły się z hukiem. Do pokoju weszła dziewczyna z tacą i dzbankiem. Pamiętał ją! To ona strzelała wtedy w lesie. Usiadła na łóżku i postawiła tacę na pościeli.
-Jesteś głodny?- spytała
-Trochę... ale nie to teraz jest ważne. Chciałby ci podziękować.
- No. Beze mnie nie dałbyś sobie rady- mruknęła niby od niechcenia.
-Ej. Właśnie, że...
-Jestem Pauline.- wtrąciła przerywając mu w pół zdania.
-Halt- odpowiedział podając jej rękę. Uścisnęli ją sobie, po czym dziewczyna wstała i wyszła, rzucając przez ramie:
- Jedz, bo reszta na ciebie czeka...
Halt pakując sobie bułeczkę do ust powiedział;
-Jaka reszta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz